Historie związane z kupującymi/sprzedającymi auta
: 27 sty 2019, o 00:20
Cześć!
Postanowiłem założyć wątek, gdzie będziemy mogli opisywać swoje różne historie przy kupnie lub sprzedaży samochodów, niekoniecznie Gwiazd Zacznę od kilku swoich.
Ja jako sprzedający.
1.
Telefon około 21:30-22. Pierwsze pytanie:
-nie śpi Pan?
-nie.
Padło kilka ogólnych pytań o samochód. Po kilku zdaniach rozmówca zaczyna argumentować chęć zakupu Gwiazdy"-bo wie Pan, kolor taki papieski, a mój syn jest księdzem to by mu pasował". Od słowa do słowa okazało się, że owy ksiądz jest....z mojej parafii. Wtedy to już poszło dość sprawnie, umówiliśmy się na telefon w tygodniu (akurat wyjeżdżałem w weekend). We wtorek wieczorem ponownie telefon, czy mógłbym podjechać na plebanię, bo jego syn by obejrzał samochód, a wtedy we środę stawiliby się z pieniędzmi (rozmówca mieszka poza woj. mazowieckim). Ja na to że okej, mam tam niecały kilometr. Pojechałem razem ze swoim tatą, pojeździliśmy z księdzem, wszystko się podobało, nawet specjalnie bez negocjacji cenowych. Ustaliliśmy, że we środę o 13 dobijamy transakcji. Pomyślałem o zaliczce, ale z drugiej strony to przecież ksiądz? Słowa dotrzyma. Skończyło się tak, że nikt się nie pojawił następnego dnia, zero kontaktu z drugiej strony. Szkoda, wystarczyło zadzwonić.
2.
Tym razem mój tata sam pokazywał samochód. Wszystko się podobało, ponownie bez uwag. Zainteresowaniu zaproponowali sporo niższą cenę. Mój tata wyczuł, że to i tak ludzie z kategorii "przyjadę i zobaczę czy fajnie się odpycha" i ku ich zdziwieniu, zgodził się na ich propozycję. Zaproponował jednak, żeby wpłacili zaliczkę. Wtedy zaczęło się tłumaczenie, że w ogóle nie mają gotówki ze sobą, nawet 100zł, ale przyjadą z gotówką w poniedziałek. Chyba nie muszę jak to się skończyło?
Generalnie osób, które przyjeżdżało tylko się przejechać było więcej, ale nie są to już aż tak ciekawe historie.
3. Inne auto, bo Audi TT w wersji roadster
Środek lata, temperatura około 28 stopni. Od pewnego czasu pisałem, rozmawiałem z mocno zainteresowanym zakupem facetem. W końcu udało mu się wziąć wolne w pracy, wsiąść w autobus i ruszyć w wielogodzinną podróż do Warszawy. Zadzwonił z prośbą, żebym odebrał go z dworca. Przyjechałem idealnie w momencie, gdy wysiadał z autobusu. Wsiadł i ruszylismy w drogę do mojego domu, a mielismy jakieś 15 km. Po około 2 km kupujący zapytał, czy jedziemy już w trybie "głośnym" (tu mała dygresja: miałem wydech z klapami sterowanymi pilotem). Odparłem, że jedziemy w cichym...Po kolejnym kilometrze padło pytanie, czy mogę zamknąć dach. Zatrzymaliśmy się więc, zamknąłem dach i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po dojechaniu do domu, facet wysiadł, obszedł dookoła samochód, wsiadł z powrotem. Powiedział, że przeprasza, ale nie kupi tego samochodu. Oczywiście zapytałem o argument. Odpowiedział, że nigdy nie jechał samochodem bez dachu, zawsze o nim marzył, ale nigdy nie spróbował. Uznał, że to zupełnie nie dla niego. Odwiozłem go i z tego co pisał później był o 6 rano w swoim mieście, gdzie o 7 ruszał do pracy...Samochód sprzedałem jeden dzień później bez żadnych negocjacji cenowych. Do teraz przeglądam portale z nadzieją, że jednak gdzieś się jeszcze pojawi
Jak przypomnę sobie więcej historii, to je opiszę
Postanowiłem założyć wątek, gdzie będziemy mogli opisywać swoje różne historie przy kupnie lub sprzedaży samochodów, niekoniecznie Gwiazd Zacznę od kilku swoich.
Ja jako sprzedający.
1.
Telefon około 21:30-22. Pierwsze pytanie:
-nie śpi Pan?
-nie.
Padło kilka ogólnych pytań o samochód. Po kilku zdaniach rozmówca zaczyna argumentować chęć zakupu Gwiazdy"-bo wie Pan, kolor taki papieski, a mój syn jest księdzem to by mu pasował". Od słowa do słowa okazało się, że owy ksiądz jest....z mojej parafii. Wtedy to już poszło dość sprawnie, umówiliśmy się na telefon w tygodniu (akurat wyjeżdżałem w weekend). We wtorek wieczorem ponownie telefon, czy mógłbym podjechać na plebanię, bo jego syn by obejrzał samochód, a wtedy we środę stawiliby się z pieniędzmi (rozmówca mieszka poza woj. mazowieckim). Ja na to że okej, mam tam niecały kilometr. Pojechałem razem ze swoim tatą, pojeździliśmy z księdzem, wszystko się podobało, nawet specjalnie bez negocjacji cenowych. Ustaliliśmy, że we środę o 13 dobijamy transakcji. Pomyślałem o zaliczce, ale z drugiej strony to przecież ksiądz? Słowa dotrzyma. Skończyło się tak, że nikt się nie pojawił następnego dnia, zero kontaktu z drugiej strony. Szkoda, wystarczyło zadzwonić.
2.
Tym razem mój tata sam pokazywał samochód. Wszystko się podobało, ponownie bez uwag. Zainteresowaniu zaproponowali sporo niższą cenę. Mój tata wyczuł, że to i tak ludzie z kategorii "przyjadę i zobaczę czy fajnie się odpycha" i ku ich zdziwieniu, zgodził się na ich propozycję. Zaproponował jednak, żeby wpłacili zaliczkę. Wtedy zaczęło się tłumaczenie, że w ogóle nie mają gotówki ze sobą, nawet 100zł, ale przyjadą z gotówką w poniedziałek. Chyba nie muszę jak to się skończyło?
Generalnie osób, które przyjeżdżało tylko się przejechać było więcej, ale nie są to już aż tak ciekawe historie.
3. Inne auto, bo Audi TT w wersji roadster
Środek lata, temperatura około 28 stopni. Od pewnego czasu pisałem, rozmawiałem z mocno zainteresowanym zakupem facetem. W końcu udało mu się wziąć wolne w pracy, wsiąść w autobus i ruszyć w wielogodzinną podróż do Warszawy. Zadzwonił z prośbą, żebym odebrał go z dworca. Przyjechałem idealnie w momencie, gdy wysiadał z autobusu. Wsiadł i ruszylismy w drogę do mojego domu, a mielismy jakieś 15 km. Po około 2 km kupujący zapytał, czy jedziemy już w trybie "głośnym" (tu mała dygresja: miałem wydech z klapami sterowanymi pilotem). Odparłem, że jedziemy w cichym...Po kolejnym kilometrze padło pytanie, czy mogę zamknąć dach. Zatrzymaliśmy się więc, zamknąłem dach i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po dojechaniu do domu, facet wysiadł, obszedł dookoła samochód, wsiadł z powrotem. Powiedział, że przeprasza, ale nie kupi tego samochodu. Oczywiście zapytałem o argument. Odpowiedział, że nigdy nie jechał samochodem bez dachu, zawsze o nim marzył, ale nigdy nie spróbował. Uznał, że to zupełnie nie dla niego. Odwiozłem go i z tego co pisał później był o 6 rano w swoim mieście, gdzie o 7 ruszał do pracy...Samochód sprzedałem jeden dzień później bez żadnych negocjacji cenowych. Do teraz przeglądam portale z nadzieją, że jednak gdzieś się jeszcze pojawi
Jak przypomnę sobie więcej historii, to je opiszę